wtorek, 21 czerwca 2011

Muffiny blondaskowe z nutą pomarańczy. Pierwszy Dzień Lata :)

Przez cały pobyt w Londynie objadałam się do kawy przeróżnymi brownies. Co jedne, to lepsze, dlatego nieustannie do niego wracałam, nie dając szansy innym wypiekom... wyjątkami były jedynie sernik z jagodami oraz chrupiące ciasto czekoladowe ;-) Dzisiaj nadal czekoladowo, aczkolwiek biało i muffinkowo. Podaję przepis na 8 muffinek
Składniki:
  • 125 g mąki pszennej tortowej + 3 łyżki
  • 80 g białego cukru
  • 80 g rozpuszczonego masła lub margaryny + 2 łyżeczki do polewy
  • 100 ml śmietany 18% ukwaszonej
  • 100 g białej czekolady + 50 g do polania muffin
  • 150 g kandyzowanej skórki pomarańczowej
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 op. cukru waniliowego
  • 2 łyżki śmietany (18%, kremówki, mleka) do przygotowania polewy
Czekoladę drobno siekamy, po czym rozpuszczamy w kąpieli wodnej. W jednej misce mieszamy składniki mokre: rozpuszczone i ostudzone masło, rozbite jajo oraz 80-100 ml kwaśnej śmietanki. W drugiej misce mieszamy łyżką składniki suche: mąkę, cukier, proszek do pieczenia, cukier waniliowy, sól. Do składników mokrych dodajemy suche, całość dokładnie mieszamy do uzyskania jednolitej, gęstej konsystencji. Na koniec wsypujemy kandyzowaną skórkę pomarańczową, mieszamy, wreszcie dokładamy partiami rozpuszczoną czekoladę. Masa powinna być gęsta. Blaszkę na muffinki smarujemy margaryną, obsypujemy bułką tartą.
Następnie do każdego otworu nakładamy po 2 łyżki gęstej masy. Muffinki pieczemy w temperaturze 190°C przez około 20-30 minut (lub aż do tzw. suchego patyczka). Ostudzone muffiny zdobimy polewą z białej czekolady: w tym celu czekoladę siekamy, rozpuszczamy w kąpieli wodnej z 2 łyżeczkami masła oraz odrobiną śmietanki (użyłam kremówki); całość dokładnie mieszamy do uzyskania jednolitej, nie za rzadkiej, nie za gęstej masy. Masa powinna być na tyle gęsta, aby spływając "zatrzymała się" na brzegach muffinki (dlatego nie przesadzajmy z rozrzedzaniem za pomocą mleka/śmietany).
Są słodkie, ale przede wszystkim kruche! Im więcej użyjecie skórki pomarańczowej, tym częściej ją napotkacie, dlatego nie oszczędzajcie ;-) Przyznaję, że jestem zadowolona z dzisiejszych blondasków. Przynajmniej muffinki zawsze wychodzą :P
Smacznego i pozdrawiam!

Przepis dodaję do akcji: 
Muffinkowo 2011

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Londyn. Nie tylko kulinarnie :)

London, Kaś na tle Tower Bridge, 14.06.2011
Nadchodzi taki czas, że się powraca. Tym razem wracam do domu, do moich codziennych spraw, do kochanej rodziny. Ale wracam również do tęsknoty za życiową stabilizacją. Jestem rozdarta, zamyślona, stęskniona. Momentami żałuję, że jeszcze nie jestem gotowa i nie posiadam wystarczająco dużo odwagi, by ruszyć dalej i zacząć żyć tam.
Londyn zachwyca. Przez pierwszy dzień, może dwa, człowiek czuję się zagubiony, co może wydawać się normalne ze względu na zmianę otoczenia. Trzeciego dnia człowiek czuje się oszołomiony nadmiarem wrażeń, ludzi, głosów, powstających wspomnień, ogromu informacji jakie dostarcza każda kolejna wycieczka po tym mieście. Londyn jest miastem, które da się wręcz kochać, i z którego nie chce się wracać. Poniżej kilka zatrzymanych wspomnień:
London, Parliament & Big Ben, 15.06.2011
London, Kaś na tle Buckingham Palace, 15.06.2011
London, pachnąco na Covent Garden Market, 16.06.2011
London, Borough Market, 17.06.2011
London, Borough Market od środka, 17.06.2011
Na Borough Market można było dostać co tylko dusza zapragnie: domowe pieczywo oraz wypieki, przeróżne sery oraz mięsiwa, wina i napoje, kwiaty itd.
London, Shakespeare's Globe, 17.06.2011
Teatr Szekspira, a raczej jego replika wywarła na mnie ogromne wrażenie!  Wspaniała wierna rekonstrukcja amfiteatru z XVI wieku, na scenie której stale odgrywane są sztuki! W trakcie naszej wycieczki odbywały się próby Fausta :-) Po prostu cudowne!!
London, replika roślinożernego dinka w Natural History Musem, 18.06.2011
London, sole/kryształy kwarcu w Natural History Museum, 18.06.2011
Bardzo, ale to bardzo podobała mi się ogromna sala poświęcona wszelkim możliwym kryształom/skałkom składającym się ze wszystkich możliwych pierwiastków o jakich się uczyłam na studiach :-) Cieszę się, że miałam możliwość zobaczenia (wreszcie!) na żywca, jak wyglądają poszczególne chromiany, tlenki, kwarce etc. Przyznam, że barwne i wartościowe kryształy wywierały na mnie największe wrażenie ;-) co Szymon skwitował "kobieta..." :D

Londyn bezglutenowy

Jeśli chodzi o kuchnię, Londyn zachwyca dostatkiem wyrobów bezglutenowych. Szymon stwierdził, że jest to wręcz miejsce, gdzie musi się przeprowadzić. Wchodzimy do sklepu, na półkach produkty bezglutenowe. Bez konieczności wypraw do innego miasta i zamawiania produktów, jak to ma miejsce w Polsce. W Sainsbury's - klik dostajemy bezglutenowe pyszne bułki, piernik marchewkowy, mini tarty wypełnione marcepanem i masą migdałową i wiele, wiele innych przysmaków. W kawiarenkach typu Starbucks - klik czy Costa - klik, które znajdziecie niemal co krok, raczą nas dużymi kubkami kawy i capuccino, i bezglutenowym brownies. Mmm czekoladowa pycha! :-)
Obiadki, w sumie obiadokolacje jadaliśmy w różnych knajpach. Pierwszego dnia odwiedzamy Hindusów w Cafe Spice Namaste - klik, niedaleko Tower Hill. W jednym zdaniu: ekskluzywna indyjska, bez tradycyjnych miseczek, bez hinduskiej muzyki. Jedzenie smaczne, ale brakuje tam typowego orientalnego klimatu. Jeśli chcielibyście spróbować tradycyjnego fish and chips, nic straconego! W Mermaids Tail - klik na Leicester Sq. zamawiacie dorsza lub łupacza/plamiaka (ang. haddock, jadłam po raz pierwszy w życiu) w bezglutenowej panierce!
London, Mermaids Tail, gluten free fish and chips, 16.06.2011
Poza tym, świetnym rozwiązaniem bezglutenowym okazują się odwiedziny knajp azjatyckich. Na jednej, w trakcie pierwszej wizyty w Chinatown, przyznaję - sparzyliśmy się. Wpadliśmy do Golden Pagoda nakłonieni przez azjatkę. Zamówiliśmy zestaw Dim Sum (bodajże, nie pamiętam) dla dwójki zawierający:
London, Golden Pagoda, 06.2011,
z lewej zupa won ton, z prawej kaczka z plackami i zieleniną (należało zrobić wrapsa i się nim "zajadać")
London, Golden Pagoda, 06.2011,
ryż, smażone warzywa, królewskie krewetki w sosie x, wieprzowina w warzywach
Zupa była zjadliwa, na bazie kury, z kapustą i jakimiś pierożkami. Drugie danie, przesuszona kaczka w kawałkach, którą przekładało się do cienkiego placka posmarowanego niezjadliwym sosem. Danie główne obejmowało smażone warzywa - mało zjadliwe, królewskie krewetki (po jednej podziękowałam) oraz wieprzowinę w warzywach (jedyne co zjadłam z miseczką ryżu). Generalnie, tej restauracji NIE POLECAMY.
Dzień przed odlotem daliśmy drugą szansę innej restauracji w Chinatown - i to był najlepszy obiad jaki jedliśmy w Londynie. Knajpka była bardzo orientalna, duża, charakterystyczna. Z nadmiaru wrażeń i rozmowy, zupełnie zapomniałam pstryknąć jakąkolwiek fotkę wnętrza, potrawom czy budynku, w związki z czym trudno mi jest Wam ją polecić... Jednego dnia udało nam się spotkać z Maggie :-) i zjeść świetny lunch w wietnamskiej Cafe VN - klik. Mniam! A, i jeszcze jedno, prawie zapomniałabym :D Pewnego dnia, typowa angielska pogoda, leje, idziemy ulicą od Piccadilly Circus w kierunku Leicester Sq. i napotykamy na raj M&M'sów :D do wyboru, do koloru!
London, M&M, 06.2011
London, M&M, 06.2011
London, M&M World, 06.2011
Generalnie, nie udało nam się zobaczyć i zjeść :D wszystkiego, co zaplanowaliśmy. Przynajmniej mamy po co wracać ;-) I każdego z Was zachęcam do odwiedzenia tego wspaniałego miejsca, jakim jest Londyn!

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Czekoladowa Pycha z truskawkami. Komu w drogę...

Przed Nami podróż. Większość zaplanowana... Zostały drobne zakupy, wieczorne pakowanie... i w drogę ;-) Jak zwykle denerwuję się lotem... Na rozładowanie emocji, specjalnie dla mnie - ode mnie -  słodki, kaloryczny deser! Z cyklu: raz się żyje!:-)
Składniki:
  • małe kawałki ciasta czekoladowego (u mnie resztka bezglutenowego)
  • lody śmietankowe z bakaliami
  • truskawki
  • śmietanka kremówka 30%
  • sos czekoladowy
Zostały mi resztki/brzegi ciasta czekoladowego z daktylami. Co by tu zrobić, żeby wykorzystać je jak najlepiej? Podać w deserze lodowym :-) Proste, banalne, a jednak rozpływasz się z radości przy każdej następnej łyżeczce! 
Przygotowanie: truskawki myjemy, osuszamy, kroimy w plasterki. Kremówkę ubijamy na sztywno. Ciasto podgrzewamy w piecyku/mikrofali/tosterze.  Gorące/ciepłe ciasto przekładamy do pucharków. Wsypujemy pokrojone truskawki. Dodajemy kilka łyżek śmietankowych lodów z bakaliami (rodzynki, orzeszki etc.). Lody chłodzą ciasto, dlatego szybciutko nakładamy bitą śmietankę, dekorujemy porcją truskawek, polewamy sosem czekoladowym. Jemy tak szybko, jak się da! Osobiście uwielbiam łowić jeszcze ciepłe ciasto!

Przepis dodaję do akcji shinju:
Truskawki 2011
***
Wracam za tydzień. Z nowym bagażem doświadczeń, nowymi wrażeniami, wspomnieniami (mam nadzieję :P). Mamy mało czasu, dużo planów. A najbardziej cieszą mnie wszelkie odwiedziny londyńskich knajp (w tym sporo serwujących dania bezglutenowe! :-) O wszystkim opowiem Wam po powrocie! Życzę Wam miłego, pełnego wspaniałych kulinarnych pomysłów tygodnia! 
Kasia

Ps. Komu w drogę, temu... :P

sobota, 11 czerwca 2011

Ciasto czekoladowe z daktylami

Jakiś czas temu otrzymałam paczuszkę daktyli - dziękuję :-) Wreszcie przyszedł czas na ich wykorzystanie. Postawiłam na ciasto czekoladowe z daktylami w towarzystwie truskawek. Przepis powstał w oparciu o proste ciasto czekoladowe Marthy Stewart. Z racji diety, zastąpiłam mąkę na bezglutenową. Jestem bardzo mile zaskoczona konsystencją ciasta - obawiałam się, że z racji mąki, ciasto będzie suche - a jest lekko mokre, typowe czekoladowe; po schłodzeniu w lodówce robi się zbite. Podaję przepis na blaszkę o średnicy 20cm lub o wymiarach 17cm x 24cm

piątek, 10 czerwca 2011

Anielskie leczo siostry Anieli :)

Od wczoraj jest anielsko :-) Przedstawione przez kilkoro z Was dania, zainspirowały mnie do przygotowania na obiad leczo. Nie chcąc jednak nikogo powielać, znalazłam w internecie przepis siostry Anieli -klik-. Leczo jest po prostu anielskie! Podaję przepis na 4-6 porcji.
Składniki:
  • 2 małe cukinie (lub 1 duża)
  • 1 papryka żółta
  • 1 papryka pomarańczowa
  • 1 papryka czerwona
  • 1 papryka zielona
  • 1 ostra papryczka (pominęłam; zastąpiłam 1/2 płaskiej łyżeczki słodkiej papryki w proszku)
  • 20 dag boczku parzonego
  • 1 laska kiełbasy (np. podwawelska, głogowska)
  • 1 cebula
  • 500 g przecieru pomidorowego (lub 6-8 pomidorów zmiksowanych blenderem)
  • 3-4 ząbki czosnku
  • świeża pietruszka
  • sól i pieprz
  • duża, głęboka patelnia lub brytfanka
Boczek pokrój w kostkę, podsmaż na patelni z odorobiną oleju. Wszystkie warzywa wymyj. Cebulę i czosnek obierz, posiekaj, dodaj do boczku. Cukinie pokrój w większą kostkę. Kiedy cebula zmięknie, dodaj cukinie, duś pod przykryciem, mieszając co jakiś czas.
Cukinia puszcza sok, mięknie, zmniejsza swoją objętość. W między czasie przekrój papryki, wydrąż nasiona, po czym same papryki pokrój w kostkę. Kiedy cukinia "siądzie", dołóż pokrojone papryki. Całość dokładnie wymieszaj, duś kilka minut.
Kiełbasę pokrój w połówki lub plasterki. Dodaj do warzyw, co jakiś czas mieszając. Na sam koniec wlej przecier pomidorowy, dopraw solą, pieprzem i słodką papryką. Leczo dokładnie zamieszaj. Zgodnie z radą siostry Anieli można również poszatkować część pietruszki i dodać pod koniec przygotowywania leczo, które nabiera dodatkowego aromatu oraz smaku.
Podawaj na gorąco, np. z pieczywem. Jest naprawdę bardzo dobre. Przepis godny wypróbowania, przynajmniej raz!

Przepis dodaję do akcji:

Cukinia 2011

wtorek, 7 czerwca 2011

Greckie kofty, czyli mini kebaby na patyku :)

Czasami zdarza się, że kupujemy coś w zupełnie innym celu niż faktycznie to wykorzystujemy. Miała być pieczeń, chyba. Patrząc jednak na greckie kofty w jednej z gazet, padło hasło: "a może przygotujemy takie mini kebaby?". "Grecka kuchnia hm, dlaczego nie?". Zważywszy jednak na fakt braku kilku składników (przede wszystkim kolendry), wykombinowałyśmy z Mamą takie o to mielone na patyku ;-) Komponują się bardzo dobrze razem z surówką ze świeżej kapusty, jogurtowym sosem z rzodkiewkami oraz puchatą bułką lub frytkami. Wyszło nam 15 mini kebabów plus 5 małych klopsików (no to się urobiłyśmy!)
Składniki:
  • 1,2 kg mielonego mięsa wieprzowego (użyłyśmy karkówki)
  • 1-2 cebule
  • 5 ząbków czosnku
  • 1 łyżka rozmarynu
  • 1-2 łyżki posiekanej pietruszki
  • kilka łyżek musztardy Dijon (przyznam, że na taką ilość mięsa zużyłyśmy jej bardzo dużo)
  • sól i pieprz do smaku
  • patyczki do szaszłyków
Sos:
  • 200 ml jogurtu naturalnego
  • starte rzodkiewki
  • 2 ząbki czosnku wyciśnięte przez praskę
  • sól i pieprz do smaku
Surówka:
  • 1/2 główki kapusty
  • 4 marchewki
  • 3 łyżki oliwy
  • 2 łyżki octu
  • szczypta soli
  • szczypta cukru
W dużej misce mieszamy zmielone mięso, posiekane drobno w kostkę cebulkę i czosnek, łyżkę rozmarynu, posiekaną pietruszkę, musztardę. W oryginalnym przepisie (na 500 g mięsa) było kilka łyżek musztardy. Podwoiłyśmy ilość ze względu na kg mięsa, i w sumie wyszedł nam niepełny słoiczek 185 g musztardy... Może przesadziłyśmy, ale pierwszy raz przygotowywałyśmy takie mielone bez jaja :D i w sumie nie wiedziałyśmy, co z tego wyjdzie.
Całość doprawiamy solą i pieprzem. Z mięsa formujemy podłużne kotleciki, nakłuwamy na patyczki. Kofty smażymy na oleju lub pieczemy w piecyku z ustawieniami na ruszt w wysokiej temperaturze (180-200°C). My nasze smażyłyśmy.
Przygotowujemy surówkę: kapustę szatkujemy. Marchew obieramy i trzemy na tarce na dużych oczkach. Warzywa zalewamy oliwą i octem, doprawiamy solą i cukrem, odstawiamy.
Przygotowujemy sos: rzodkiewki trzemy na tarce, czosnek obieramy i wyciskamy przez praskę. Warzywa zalewamy jogurtem, doprawiamy solą i pieprzem (na zdjęciu niestety jest jego końcówka :P).
Generalnie, rozmaryn (tak sądzę) nadał naszym koftom charakterystycznego smaku i zapachu. W trakcie smażenia obawiałam się ich rozpadu, ale wszystkie cało trafiły na talerz ;-) Sos jest alternatywą dla tzatziki, a surówka tradycyjna. Polecam i smacznego :-)

niedziela, 5 czerwca 2011

Rolada z kremem śmietankowym i truskawkami (bezglutenowa)

Pokochałam połączenie mascarpone z kremówką :-) Miłość ta jest wyjątkowo zaraźliwa, dlatego ostrzegam :D Będąc pod wpływem mej miłości powstała urocza rolada śmietankowa z truskawkami :-) W jej towarzystwie codzienna kawa nabiera niepowtarzalnego smaku i uroku. Długość boku równa długości boku dużej blaszki od piecyka. Aha! W dodatku bezglutenowa :-)
Biszkopt:
  • 4 jajka (żółtka i białka osobno)
  • 4 płaskie łyżki cukru
  • 4 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli
Krem:
  • 250 g serka mascarpone
  • 200 ml śmietanki 30%, kremówki
  • 1-2 łyżki cukru pudru
Dodatkowo:
  • 200 g truskawek
  • cukier puder do posypania
Rozdzielamy żółtka od białek. Białka ubijamy na sztywną pianę ze szczyptą soli. W drugiej misce ucieramy żółtka z cukrem na kremową, puszystą masę (ok. 4 minuty). Do utartych żółtek dosypujemy przesianą mąkę oraz proszek do pieczenia, po czym mieszamy mikserem na wolnych obrotach. Wreszcie do masy żółtkowej dodajemy partiami ubite białka, przy czym mieszamy bardzo delikatnie i powoli łyżką. Powinniśmy otrzymać masę puszystą, kremową, delikatną, z pęcherzykami powietrza.
Dużą blaszkę od pieca wykładamy papierem do pieczenia (plus na boki blaszki). Następnie wylewamy na nią masę, wyrównujemy. Pieczemy w temperaturze 180°C przez około 12-17 minut (można sprawdzić patyczkiem). Na stole rozkładamy czystą, bawełnianą ściereczkę. Przekładamy na nią gorące ciasto, odwracając je do góry nogami papierem. Szybko zdejmujemy papier. Ciasto natomiast ostrożnie rolujemy przy użyciu ściereczki, w której pozostawiamy biszkopt do całkowitego wystudzenia. Bardzo ważne jest, aby zrolować ciasto jeszcze ciepłe, ponieważ jest ono jeszcze "plastyczne" i nie łamie się.
Przygotowujemy krem: w dużej misce ubijamy serek mascarpone. W drugiej misce ubijamy na sztywno kremówkę. Pod koniec ubijania wsypujemy 1-2 łyżki cukru pudru (wedle uznania). Do serka dodajemy partiami kremówką, miksujemy na wolnych obrotach do otrzymania jednej, kremowej masy. Truskawki myjemy, rozkładamy na ręczniku papierowym aby szybciej wyschły, kroimy na plasterki. Roladę rozwijamy, po czym na całej jej powierzchni rozkładamy krem (pozostawiamy ok 5 mm luzu na brzegach ciasta; w ten sposób nie "ucieknie" nam nadmiar kremu w trakcie zwijania rolady). Następnie wzdłuż jednego boku ciasta układamy pokrojone truskawki (można również rozłożyć truskawki na całej powierzchni biszkoptu :-)
Wreszcie roladę ciasno zwijamy wzdłuż jednego boku. Ciasto zawijamy w papier do pieczenia, wstawiamy na min. 2 godziny do lodówki. Tuż przed podaniem roladę obsypujemy cukrem pudrem. Rolada jest wspaniała, zarówno pod względem wyglądu, jak i smaku. Dobry biszkopt przełożony śmietankowym kremem. W każdym kawałku truskawki :-) Nie za słodkie, delikatne. Naprawdę godne upieczenia. Idealne do gorzkiej kawy w doborowym towarzystwie :-) Zapewniam Was, że znika bardzo szybko!

Przepis dodaję do akcji:
Truskawki 2011

środa, 1 czerwca 2011

Truskawkowy tort bezowy. Dzień Dziecka (i) Mamy :)

Lekki, kremowy, truskawkowy. Schłodzony. Idealny na takie dni jak dzisiejszy, ciepłe i parne. Słodka beza przełamana delikatnym kremem truskawkowym. Pomysł na ten tort buszował po mojej głowie od bardzo dawna i cieszę się, że wreszcie mogę go Wam przedstawić. Podaje przepis na tort o średnicy do 22 cm
Składniki:
  • 4 białka
  • 190 g białego cukru
  • szczypta soli
  • 1/2 łyżeczki octu winnego
  • 1 szkl. truskawek
  • 250 g serka mascarpone
  • 200 ml śmietanki 30% kremówki
  • 1-2 łyżki cukru pudru + cukier puder do posypania
Generalnie, moje bezy bywają złośliwe ;-) Chyba pociąga ich moja natura i chcą się mi przypodobać :D Z doświadczenia zauważyłam, że gwarancją udanej bezy jest, primo: dokładne oddzielenie białka od żółtek, aby wśród białka nie wyłapywać choćby nitek żółtka (a i to mi się zdarzało), secundo: cierpliwe, stopniowe, wręcz powolne dosypywanie partiami cukru. Osobiście, chyba jeszcze nie potrafię wyczuć idealnego momentu na dosypywanie cukru, bowiem przeważnie konsystencja masy jest bardzo, ale to bardzo gęsta, ale nie sztywna (a powinna być chyba sztywna?). Beza idealna wyszła mi tylko raz, dobry rok temu, kiedy przygotowałam Pavlovę z truskawkami. Wszystkie kolejne stanowiły jej podobiznę, ale nie replikę. Dla mnie zabawa z bezą jest niczym zabawa z magią, ciągle nie do końca pojęta. A bardzo chciałabym piec każdorazowo bezę idealną, gdyż tak wiele bliskich mi osób ją wręcz ubóstwia :-)
***
Dokładnie oddzielamy białka od żółtek. Białka ubijamy mikserem na sztywną pianę (około 4-5 minut). Następnie, stopniowo dodajemy po 1 łyżce cukru, stale ubijając. Każdą kolejną łyżkę cukru dosypujemy wtedy, gdy cały poprzedni zostanie dokładnie wymieszany/roztarty w masie. Masa bezowa zaczyna gęstnieć, pod koniec dodawania cukru masa powinna być sztywna, kremowa, i przyklejać się do trzepaczek. Pod koniec miksowania wsyp szczyptę soli oraz odrobinę octu lub soku z cytryny. Oba składniki pozytywnie wpłyną na stabilizację piany oraz wpłyną na zwartą strukturę bezy.
Duże blaszki od piekarnika wykładamy papierem do pieczenia, rysujemy okrąg o średnicy 20 - 22 cm, po czym rozdzielamy masę bezową na dwie części. Pieczemy w temperaturze 180°C przez 5 minut, następnie zmniejszamy temperaturę  do 150°C i pozostawiamy w piecu bezę na 60-70 minut.

Przygotowujemy krem: truskawki tniemy na plasterki, rozcieramy blenderem na mus. W jednej misce ubijamy na sztywno kremówkę; pod koniec ubijania dodajemy 1-2 łyżki cukru pudru. 
W drugiej misce ubijamy na wolnych obrotach serek mascarpone, wreszcie dodajemy stopniowo ubitą kremówkę, stale ubijamy. W ostatnim etapie wlewamy mus owocowy, miksujemy do uzyskania jednolitej konsystencji kremu. Krem powinien być dosyć gęsty. Blaty bezowe przekładamy truskawkowym kremem, natomiast wierzch bezy posypujemy cukrem pudrem i zdobimy owocami.
Tort chłodzimy co najmniej 1-2 godziny w lodówce przed podaniem. I tak naprawdę, dzisiejszy tort połączył dwa święta, dzisiejszy Dzień Dziecka z ubiegłym Dniem Mamy.
Ważne, że wreszcie mogliśmy wspólnie usiąść, zasmakować się delikatnością kremu i lekkością bezy oraz wypić gorzką herbatę (bo słodkiej nie dałabym już rady ;-) Tort godny uwagi, a jeśli nie tort, to wypróbujcie masę. Nie będę ukrywać, jest rewelacyjna!
Tymczasem, biorę psa pod pachę i uciekamy na spacer ;-) a wszystkim Wam dzieciaczki, i duże i małe, wszystkie (!) życzę wszystkiego najlepszego (i słodkiego)! Pozdrawiam Was kochani serdecznie :-) 

Przepis dodaję do akcji:
Truskawki 2011