"Nadchodzi taki czas, że się odchodzi tylko po to, aby powrócić".
Wiele lat temu napis ten zdobił jeden z budynków w Legnicy. Nie wiem, czy jeszcze gdzieś tam jest, ale wyrył się mocno w mojej pamięci. Ponieważ ile w tym prawdy... Ostatnio nie miałam ochoty na blogowanie. Dziś wróciłam... Wszyscy gdzieś wracamy... Zawsze...
Przepis dostałam w pracy, a po powrocie do rodzinnego miasta, do domu, usmażyłam po raz pierwszy pączki. Wyszło mi 50 małych pączków o przepysznym różanym nadzieniu. Pączki na dobry powrót do domu, do świata, który kocham. Czekam jeszcze na Ciebie...
Składniki:
- 1 kg mąki pszennej
- 8 żółtek
- 3/4 szkl. cukru
- 200 g stopionego masła
- 1 op. cukru waniliowego
- 80 g świeżych drożdży
- skórka z 1 pomarańczy
- 1 i 1/2 szkl. ciepłego mleka
- szczypta soli
- 3 łyżki wódki
- marmolada różana (można użyć o innym smaku)
- cukier puder do posypania
- 4 kostki smalcu
W głębokim talerzu rozkruszyć drożdże, wsypać 1 łyżkę mąki, łyżeczkę cukru, po czym zalać 1/2 szkl. ciepłego mleka. Całość dokładnie wymieszać, przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce. Mleko może być ciepłe/letnie, ale nie gorące (optymalna temperatura
wzrostu drożdży ~30°C). Początkowo użyłam miseczki, ale ze względu na
intensywny wzrost drożdży, byłam zmuszona przelać masę do głębokiego
talerza. Z tego względu polecam od razu wziąć głęboki talerz lub większą
miskę ;-) W końcu 80 g drożdży troszkę się napracuje ;-)
W między czasie utrzyj żółtka z cukrem oraz cukrem waniliowym na
prawie białą, puszystą i kremową, gęstą masę. Masło roztop w rondelku,
odstaw do ostudzenia (używamy ciepłe, lecz nie gorące).
A teraz łączymy wszystkie składniki:
do dużej miski wsyp 0,5 kg mąki, dodaj szczyptę soli i startą skórkę
pomarańczy, wlej wyrośnięte drożdże. Całość początkowo mieszamy łyżką,
dodajemy partiami pozostałą 1 szklankę ciepłego mleka na przemian z mąką
wlewamy 3 łyżki wódki. Na koniec wlewamy letnie masło. Całość mieszamy
łyżką, podsypując mąką tak, aby ciasto nabrało sprężystości i zaczęło
odchodzić od miski.
Ponieważ ciasta wyszło bardzo dużo, poradziłabym
przełożyć ciasto na stolnicę oraz wyrabianie rękoma, podsypując co
chwilę mąką. Początkowo ciasto się klei, a wyrabiając je możecie stracić
cierpliwość i trochę siły, ale na pewno dacie radę. Przyznam, że ręce
bolały :D Ciasto przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do
wyrośnięcia. I proszę, co mi wyszło :D Po godzinie mama krzyczy z
kuchni:
Kasia! Ciasto sięga sufitu! :P No urosło niezwykle, że aż ubranko z ręczniczka okazało się zdecydowanie za małe.
Czas na lepienie pączków: z porcji
wielkości kurzego jajka robimy kuleczki, po czym palcami wyrabiamy w
nich dołeczek, w który następnie nakładamy po 1 łyżeczce marmolady. Zlepiamy brzegi niczym pierożka, po czym skręcamy jak na zdjęciu powyżej i toczymy w rękach kuleczki formując pączki. Układamy je na posypanej mąką desce, odstawiamy do wyrośnięcia na min. 15 minut.
Smażenie: w garnku rozgrzewamy tłuszcz. Polecam garnek wąski, wysoki, tak aby pączki można swobodnie zanurzać w tłuszczu. Do mocno rozgrzanego smalcu wkładamy pączki. Mi wchodziły średnio 3-4 na jedno smażenie. Smażymy na złoty kolor, z obu stron (przekładamy za pomocą np. drewnianej łyżki).
Nie trzymajcie ich za długo, żeby nie powstały wam czarnulki. Usmażone pączki łowimy łyżką cedzakową, po czym przekładamy na deskę wyścieloną papierowymi ręczniczkami. Pączule ociekną, ostygną. Na koniec posypujemy cukrem pudrem. I mniam ;-) Wyszły pulchne, mięciutkie. A marmolada różana, moim zdaniem, nie ma sobie równej!! Projekt "Pierwsze pączki" udany ;-)
Może i Ty niedawno gdzieś wróciłeś? Może dopiero wyjechałeś... Kilka ostatnich lat mojego życia składa się z samych rozstań i powrotów. Najpierw studia, teraz praca. Ale uwielbiam wracać. Do mojego małego miasta, do domu przepełnionego głosami moich bliskich, zapachami z kuchni...
A kiedy wrócę tutaj z nowym pomysłem? Nie mam pojęcia. Na chwilę obecną mam pączka, zimną już herbatę i tęsknotę w sercu...
Wspaniałe pączki. Narobiłaś mi wielkiej ochoty:)
OdpowiedzUsuńPączusie wspaniałe :)
OdpowiedzUsuńpączki;) dziś zewsząd mnie atakują. osobiście nigdy nie lubiłam (przyznaję pamiętam jak raz zajadałam się babcinymi oglądając Dynastię-aż taka stara jestem?). potem handlowałam nimi w podstawówce, bo mama zawsze mi wciskała na drogę do szkoły jakieś pączki. za to mój Połówek bardzo lubi, jak chyba większość;)
OdpowiedzUsuńps. piękny cytat
jakie sliczne paczusie:) a rozane to moje ulubione:)
OdpowiedzUsuńdziękuję za miłe słowa... i w domu i w pracy powiedzieli, że pączki bardzo dobre, także polecam ;-) a w głowie już mam dwa kolejne przepisy... na pączki :D
OdpowiedzUsuńto jedne z najładniejszych pączków, jakie widziałam :) takie puchate
OdpowiedzUsuńWidze po zdjeciach ze to wlasnie takie paczki jak powinny byc! A konfitura rozana to najwyzszy stopien paczkowego wtajemniczenia! :)
OdpowiedzUsuńMistrzostwo świata:)
OdpowiedzUsuńI zgadzam się:
Pączki dzielą się na nadziane różą i... beznadziejne:-&
pozdrawiam