 |
London, Kaś na tle Tower Bridge, 14.06.2011 |
Nadchodzi taki czas, że się powraca. Tym razem wracam do domu, do moich codziennych spraw, do kochanej rodziny. Ale wracam również do tęsknoty za życiową stabilizacją. Jestem rozdarta, zamyślona, stęskniona. Momentami żałuję, że jeszcze nie jestem gotowa i nie posiadam wystarczająco dużo odwagi, by ruszyć dalej i zacząć żyć tam.
Londyn zachwyca. Przez pierwszy dzień, może dwa, człowiek czuję się zagubiony, co może wydawać się normalne ze względu na zmianę otoczenia. Trzeciego dnia człowiek czuje się oszołomiony nadmiarem wrażeń, ludzi, głosów, powstających wspomnień, ogromu informacji jakie dostarcza każda kolejna wycieczka po tym mieście. Londyn jest miastem, które da się wręcz kochać, i z którego nie chce się wracać. Poniżej kilka zatrzymanych wspomnień:
 |
London, Parliament & Big Ben, 15.06.2011 |
 |
London, Kaś na tle Buckingham Palace, 15.06.2011 |
 |
London, pachnąco na Covent Garden Market, 16.06.2011 |
 |
London, Borough Market, 17.06.2011 |
 |
London, Borough Market od środka, 17.06.2011 |
Na Borough Market można było dostać co tylko dusza zapragnie: domowe pieczywo oraz wypieki, przeróżne sery oraz mięsiwa, wina i napoje, kwiaty itd.
 |
London, Shakespeare's Globe, 17.06.2011 |
Teatr Szekspira, a raczej jego replika wywarła na mnie ogromne wrażenie! Wspaniała wierna rekonstrukcja amfiteatru z XVI wieku, na scenie której stale odgrywane są sztuki! W trakcie naszej wycieczki odbywały się próby Fausta :-) Po prostu cudowne!!
 |
London, replika roślinożernego dinka w Natural History Musem, 18.06.2011 |
 |
London, sole/kryształy kwarcu w Natural History Museum, 18.06.2011 |
Bardzo, ale to bardzo podobała mi się ogromna sala poświęcona wszelkim możliwym kryształom/skałkom składającym się ze wszystkich możliwych pierwiastków o jakich się uczyłam na studiach :-) Cieszę się, że miałam możliwość zobaczenia (wreszcie!) na żywca, jak wyglądają poszczególne chromiany, tlenki, kwarce etc. Przyznam, że barwne i wartościowe kryształy wywierały na mnie największe wrażenie ;-) co Szymon skwitował "kobieta..." :D
Londyn bezglutenowy

Jeśli chodzi o kuchnię, Londyn zachwyca dostatkiem wyrobów bezglutenowych. Szymon stwierdził, że jest to wręcz miejsce, gdzie musi się przeprowadzić. Wchodzimy do sklepu, na półkach produkty bezglutenowe. Bez konieczności wypraw do innego miasta i zamawiania produktów, jak to ma miejsce w Polsce. W
Sainsbury's - klik dostajemy bezglutenowe pyszne bułki, piernik marchewkowy, mini tarty wypełnione marcepanem i masą migdałową i wiele, wiele innych przysmaków. W kawiarenkach typu
Starbucks - klik czy
Costa - klik, które znajdziecie niemal co krok, raczą nas dużymi kubkami kawy i capuccino, i bezglutenowym brownies. Mmm czekoladowa pycha! :-)
Obiadki, w sumie obiadokolacje jadaliśmy w różnych knajpach. Pierwszego dnia odwiedzamy Hindusów w
Cafe Spice Namaste - klik, niedaleko Tower Hill. W jednym zdaniu: ekskluzywna indyjska, bez tradycyjnych miseczek, bez hinduskiej muzyki. Jedzenie smaczne, ale brakuje tam typowego orientalnego klimatu. Jeśli chcielibyście spróbować tradycyjnego
fish and chips, nic straconego! W
Mermaids Tail - klik na Leicester Sq. zamawiacie dorsza lub łupacza/plamiaka (ang. haddock, jadłam po raz pierwszy w życiu) w bezglutenowej panierce!
 |
London, Mermaids Tail, gluten free fish and chips, 16.06.2011 |
Poza tym, świetnym rozwiązaniem bezglutenowym okazują się odwiedziny
knajp azjatyckich. Na jednej, w trakcie pierwszej wizyty w Chinatown, przyznaję - sparzyliśmy się. Wpadliśmy do Golden Pagoda nakłonieni przez azjatkę. Zamówiliśmy zestaw Dim Sum (bodajże, nie pamiętam) dla dwójki zawierający:
 |
London, Golden Pagoda, 06.2011,
z lewej zupa won ton, z prawej kaczka z plackami i zieleniną (należało zrobić wrapsa i się nim "zajadać") |
 |
London, Golden Pagoda, 06.2011,
ryż, smażone warzywa, królewskie krewetki w sosie x, wieprzowina w warzywach |
Zupa była zjadliwa, na bazie kury, z kapustą i jakimiś pierożkami. Drugie danie, przesuszona kaczka w kawałkach, którą przekładało się do cienkiego placka posmarowanego niezjadliwym sosem. Danie główne obejmowało smażone warzywa - mało zjadliwe, królewskie krewetki (po jednej podziękowałam) oraz wieprzowinę w warzywach (jedyne co zjadłam z miseczką ryżu). Generalnie, tej restauracji NIE POLECAMY.
Dzień przed odlotem daliśmy drugą szansę innej restauracji w Chinatown - i to był najlepszy obiad jaki jedliśmy w Londynie. Knajpka była bardzo orientalna, duża, charakterystyczna. Z nadmiaru wrażeń i rozmowy, zupełnie zapomniałam pstryknąć jakąkolwiek fotkę wnętrza, potrawom czy budynku, w związki z czym trudno mi jest Wam ją polecić... Jednego dnia udało nam się spotkać z Maggie :-) i zjeść świetny lunch w
wietnamskiej Cafe VN - klik. Mniam! A, i jeszcze jedno, prawie zapomniałabym :D Pewnego dnia, typowa angielska pogoda, leje, idziemy ulicą od Piccadilly Circus w kierunku Leicester Sq. i napotykamy na raj M&M'sów :D do wyboru, do koloru!
 |
London, M&M, 06.2011 |
 |
London, M&M, 06.2011 |
 |
London, M&M World, 06.2011 |
Generalnie, nie udało nam się zobaczyć i zjeść :D wszystkiego, co zaplanowaliśmy. Przynajmniej mamy po co wracać ;-) I każdego z Was zachęcam do odwiedzenia tego wspaniałego miejsca, jakim jest Londyn!