poniedziałek, 20 czerwca 2011

Londyn. Nie tylko kulinarnie :)

London, Kaś na tle Tower Bridge, 14.06.2011
Nadchodzi taki czas, że się powraca. Tym razem wracam do domu, do moich codziennych spraw, do kochanej rodziny. Ale wracam również do tęsknoty za życiową stabilizacją. Jestem rozdarta, zamyślona, stęskniona. Momentami żałuję, że jeszcze nie jestem gotowa i nie posiadam wystarczająco dużo odwagi, by ruszyć dalej i zacząć żyć tam.
Londyn zachwyca. Przez pierwszy dzień, może dwa, człowiek czuję się zagubiony, co może wydawać się normalne ze względu na zmianę otoczenia. Trzeciego dnia człowiek czuje się oszołomiony nadmiarem wrażeń, ludzi, głosów, powstających wspomnień, ogromu informacji jakie dostarcza każda kolejna wycieczka po tym mieście. Londyn jest miastem, które da się wręcz kochać, i z którego nie chce się wracać. Poniżej kilka zatrzymanych wspomnień:
London, Parliament & Big Ben, 15.06.2011
London, Kaś na tle Buckingham Palace, 15.06.2011
London, pachnąco na Covent Garden Market, 16.06.2011
London, Borough Market, 17.06.2011
London, Borough Market od środka, 17.06.2011
Na Borough Market można było dostać co tylko dusza zapragnie: domowe pieczywo oraz wypieki, przeróżne sery oraz mięsiwa, wina i napoje, kwiaty itd.
London, Shakespeare's Globe, 17.06.2011
Teatr Szekspira, a raczej jego replika wywarła na mnie ogromne wrażenie!  Wspaniała wierna rekonstrukcja amfiteatru z XVI wieku, na scenie której stale odgrywane są sztuki! W trakcie naszej wycieczki odbywały się próby Fausta :-) Po prostu cudowne!!
London, replika roślinożernego dinka w Natural History Musem, 18.06.2011
London, sole/kryształy kwarcu w Natural History Museum, 18.06.2011
Bardzo, ale to bardzo podobała mi się ogromna sala poświęcona wszelkim możliwym kryształom/skałkom składającym się ze wszystkich możliwych pierwiastków o jakich się uczyłam na studiach :-) Cieszę się, że miałam możliwość zobaczenia (wreszcie!) na żywca, jak wyglądają poszczególne chromiany, tlenki, kwarce etc. Przyznam, że barwne i wartościowe kryształy wywierały na mnie największe wrażenie ;-) co Szymon skwitował "kobieta..." :D

Londyn bezglutenowy

Jeśli chodzi o kuchnię, Londyn zachwyca dostatkiem wyrobów bezglutenowych. Szymon stwierdził, że jest to wręcz miejsce, gdzie musi się przeprowadzić. Wchodzimy do sklepu, na półkach produkty bezglutenowe. Bez konieczności wypraw do innego miasta i zamawiania produktów, jak to ma miejsce w Polsce. W Sainsbury's - klik dostajemy bezglutenowe pyszne bułki, piernik marchewkowy, mini tarty wypełnione marcepanem i masą migdałową i wiele, wiele innych przysmaków. W kawiarenkach typu Starbucks - klik czy Costa - klik, które znajdziecie niemal co krok, raczą nas dużymi kubkami kawy i capuccino, i bezglutenowym brownies. Mmm czekoladowa pycha! :-)
Obiadki, w sumie obiadokolacje jadaliśmy w różnych knajpach. Pierwszego dnia odwiedzamy Hindusów w Cafe Spice Namaste - klik, niedaleko Tower Hill. W jednym zdaniu: ekskluzywna indyjska, bez tradycyjnych miseczek, bez hinduskiej muzyki. Jedzenie smaczne, ale brakuje tam typowego orientalnego klimatu. Jeśli chcielibyście spróbować tradycyjnego fish and chips, nic straconego! W Mermaids Tail - klik na Leicester Sq. zamawiacie dorsza lub łupacza/plamiaka (ang. haddock, jadłam po raz pierwszy w życiu) w bezglutenowej panierce!
London, Mermaids Tail, gluten free fish and chips, 16.06.2011
Poza tym, świetnym rozwiązaniem bezglutenowym okazują się odwiedziny knajp azjatyckich. Na jednej, w trakcie pierwszej wizyty w Chinatown, przyznaję - sparzyliśmy się. Wpadliśmy do Golden Pagoda nakłonieni przez azjatkę. Zamówiliśmy zestaw Dim Sum (bodajże, nie pamiętam) dla dwójki zawierający:
London, Golden Pagoda, 06.2011,
z lewej zupa won ton, z prawej kaczka z plackami i zieleniną (należało zrobić wrapsa i się nim "zajadać")
London, Golden Pagoda, 06.2011,
ryż, smażone warzywa, królewskie krewetki w sosie x, wieprzowina w warzywach
Zupa była zjadliwa, na bazie kury, z kapustą i jakimiś pierożkami. Drugie danie, przesuszona kaczka w kawałkach, którą przekładało się do cienkiego placka posmarowanego niezjadliwym sosem. Danie główne obejmowało smażone warzywa - mało zjadliwe, królewskie krewetki (po jednej podziękowałam) oraz wieprzowinę w warzywach (jedyne co zjadłam z miseczką ryżu). Generalnie, tej restauracji NIE POLECAMY.
Dzień przed odlotem daliśmy drugą szansę innej restauracji w Chinatown - i to był najlepszy obiad jaki jedliśmy w Londynie. Knajpka była bardzo orientalna, duża, charakterystyczna. Z nadmiaru wrażeń i rozmowy, zupełnie zapomniałam pstryknąć jakąkolwiek fotkę wnętrza, potrawom czy budynku, w związki z czym trudno mi jest Wam ją polecić... Jednego dnia udało nam się spotkać z Maggie :-) i zjeść świetny lunch w wietnamskiej Cafe VN - klik. Mniam! A, i jeszcze jedno, prawie zapomniałabym :D Pewnego dnia, typowa angielska pogoda, leje, idziemy ulicą od Piccadilly Circus w kierunku Leicester Sq. i napotykamy na raj M&M'sów :D do wyboru, do koloru!
London, M&M, 06.2011
London, M&M, 06.2011
London, M&M World, 06.2011
Generalnie, nie udało nam się zobaczyć i zjeść :D wszystkiego, co zaplanowaliśmy. Przynajmniej mamy po co wracać ;-) I każdego z Was zachęcam do odwiedzenia tego wspaniałego miejsca, jakim jest Londyn!

11 komentarzy:

  1. Uwielbiamy Londyn! Niestety do m&m'sowego sklepu nie dotarliśmy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie wyglądasz :) W ogóle zazdroszczę wyprawy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. nie cierpie wielkich miast :/ ale świat m&msowy chciałabym baaaaaaaaaardzo odwiedzic :D

    OdpowiedzUsuń
  4. powroty zmuszają do wielu przemyśleń.. lubię te kolorowe obrazki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietne zdjecia :) Mam nadzieje, ze jeszcze wrocisz do Londynu (kto wie, moze na dluzej?)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne zdjęcia, nigdy nie byłam w Londynie ale widzę, że warto się wybrać :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. ah, nie zapomne tych wypraw na Borough Market, w poszukiwaniu nowych smaków serów, grzybów i lakoci :) chetnie bym wrocila, ale tylko na zakupy, nie do pracujacych niedziel...

    OdpowiedzUsuń
  8. Kasiu, cudowna relacja! W Londynie nie byłam, ale widząc ten M&M'sowy sklep rozpływam się...ach, cudowny :D Jestem jak dziecko ;)

    Mam nadzieje, ze Twój nastrój szybko minie! Trzeba walczyć ze sobą każdego dnia i iść do przodu odważnie. Trzeba się zmobilizować, by niczego w życiu nie żałować!

    Przepraszam,że takie morały prawię...

    Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. zazdroszczę Ci tego Londynu, ale kiedyś też pojadę i też będę się zachwycać. Super zdjęcia i super jedzenie.
    Pozdrawiam i życzę miłego pierwszego dnia lata
    Monika
    www.bentopopolsku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniałe miasto. Nigdy nie byłam, ale kiedyś pojadę:)

    OdpowiedzUsuń
  11. cieszę się, że spodobała się Wam relacja :-) Każdy, kto jeszcze tam nie był i zastanawia się, gdzie się wybrać (i lubi wypoczynek aktywny!), powinien wybrać się do Londynu! Nie będziecie żałować!

    shinju, dziękuję za komplement, aż się zarumieniłam... nie jestem do nich przyzwyczajona :D

    Maggie, ktoś bardzo by się ucieszył moją wyprawą do Londynu... czas pokaże ;)

    Iwonko, przy takim nastroju wszystkie morały są wręcz konieczne... nie przepraszaj... wypatruję odwagi...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. Osoby anonimowe proszę o pozostawienie imienia lub pseudonimu.